Reklamy

Wyrok niemieckiego sądu jest elementem wsparcia władz dla branży w kryzysie wywołanym pandemią. 

Kluby z muzyką taneczną to jedne z najbardziej oczywistych ofiar COVID-19. Już wcześniej nie był to łatwy biznes, ograniczony działalnością sezonową i podlegający ostrej konkurencji. Co prawda w Niemczech, bo to o nich mowa, kultura klubowa trzymała się świetnie, ale zamknięcie na cztery spusty w trakcie pandemii postawiło wiele miejsc w trudnej sytuacji. Nic dziwnego, że zaczęły szukać rozwiązań, gdzie się da – nie tylko w relatywnie hojnym programie Restart Culture, ale także w np. w ulgach podatkowych.

Koncertownie cieszą się ulgą podatkową – płacą 7% VAT-u, dla klubów z muzyką taneczną ta stawka jest wyższa i wynosi 19%. Przeszkodą była prawna definicja hali koncertowej, jako miejsca, w którym wykonuje się muzykę, czyli sekwencję autorskich dźwięków i główny cel klubowiczów, czyli nie słuchanie dźwięków, a picie (uzasadnieniem dla takiego podejścia jest fakt, że kluby wykazują więcej zysków z napojów, niż biletów wejściowych). Praca DJ-ów i DJ-ek nie była uznawana za wykonywanie muzyki. Ostatni wyrok niemieckiego sądu zmienia tę sytuację. W orzeczeniu czytamy, że osoby grające w klubach wykonują również własne utwory muzyczne, używając instrumentów rozumianych w szerszym sensie, by stworzyć dźwiękowe sekwencje o autorskim charakterze. 

Cieszymy się, że niemieckie kluby dzięki temu orzeczeniu będą mogły korzystać z 7% VAT-u, ale cieszymy się również dla każdego, komu brakowało argumentów w dyskusji o tym, czy techno to muzyka. Jeśli wyrok sądu to za mało, to już nie wiemy, co jeszcze poradzić!

WIĘCEJ